sobota, 9 czerwca 2018

ROZDZIAŁ DRUGI ~ Prawda boli

- Jesteś pewien, że wszystko spakowałeś? - klęczała naprzeciw syna, z tęsknotą patrząc mu w oczy. Chłopiec z wymalowanym na twarzy uśmiechem, położył dłoń na ramieniu matki. 
- Tak, mamo, na pewno. - puścił jej oko i zawisł na jej szyi, mocno przytulając. - Wiem, że się martwisz, ale nie zapominaj, że jestem już dużym mężczyzną. 
Antonella zaśmiała się, bujając pierworodnego w objęciach. 
- Wiem, Skarbie, jestem z ciebie bardzo dumna. 
Dla Antonelli pożegnania z synem były najtrudniejsze. Nie tylko ze względu na ogarniającą ją wszem i wobec tęsknotę. Gdy synka nie było w domu, Roberto nie miał oporów by poniżać i pomiatać nią na prawo i lewo. Nie wspominając o przemocy fizycznej, którą wobec niej coraz częściej stosował. Gdy z dworu dobiegł odgłos klaksonu samochodowego, wyrwali się z ciepłego uścisku. 
- Wujek już jest, pomóc ci z bagażem? 
- Nie trzeba, a wiesz dlaczego?
- Bo jesteś dużym mężczyzną? - zapytała roześmiana Antonella, na co jej syn puścił oko. 
- Dokładnie tak! - chłopiec złapał za uchwyt walizki i udał się w kierunku drzwi wyjściowych. Antonella podniosła się z kolan i poszła za nim, zatrzymując się w drzwiach z założonymi rękami. Po policzku spływała jej pojedyncza łza.
- Pa, mamo! Pozdrowię do ciebie Barcelonę! - Thiago posłał mamie całusa, gdy jej brat pakował walizkę do bagażnika. Antonella jeszcze raz się zaśmiała, po raz tysięczny uświadamiając sobie, że ma najwspanialszego syna na świecie. 
Trwającą nostalgię przerwał huk zamykanego bagażnika. 
- Wpadniesz wieczorem na kolację? - zapytał Ronaldo, ściągając z nosa ciemne okulary.
- Dziękuję braciszku, chętnie skorzystamy z zaproszenia.
- Pytam, czy ty przyjedziesz - Antonella uśmiechnęła się z goryczą. Ronaldo nienawidził mężczyzny, z którym młodsza siostra dzieliła łoże. Był idealistą, pozerem i aroganckim facetem. Nigdy nie pasował do ich rodziny, dlatego nigdy nie był zapraszany na żadne rodzinne uroczystości. Początki były trudne i Anto bardzo z tego powodu cierpiała. Jednak sam Roberto nie wyrażał żadnej chęci poprawy bądź integracji z jej najbliższymi. 
- Roberto ma dziś wolny wieczór - powiedziała bezbarwnym tonem, smutno patrząc na starszego brata. Ten podszedł do niej na wyciągnięcie ręki. 
- Przyjedź, porozmawiamy, napijesz się wina z Alessią, odprężysz się...
- Roberto będzie zły...
- Przyjedź z nim, jakoś to przeżyję - uśmiechnął się z grymasem, na co Antonella posmutniała.
- Postaram się wpaść. - powiedziała, całując brata w policzek - Jedźcie już, bo spóźnią się na samolot.
- Racja, do wieczora. - Cristiano odwrócił się w kierunku samochodu i dotarł do niego w truchcie. Gdy zapalił pojazd, głowa Thiago wychyliła się z tylnej szyby.
- Kocham cię, mamo! - zawołał, zanim Ronaldo zdążył opuścić teren posesji. 
- Ja ciebie bardziej, Thiago! - krzyknęła w odpowiedzi, czując, jak ogarnia ją wewnętrzna pustka.

~ * ~ 

- Przypomnij mi, o której tu będą? - Lionel Messi w ciemnych okularach i w kapucy naciągniętej przez głowę aż po nos, siedział w samochodzie na lotniskowym parkingu. Obok niego, po stronie pasażera, w takim samym kamuflażu siedział Neymar, dłubiący słonecznik. Po pytaniu przyjaciela, wzruszył ramionami.
- Pięć, może dziesięć minut? 
- Nie mogę się doczekać, aż go zobaczę... - powiedział Leo, kładąc głowę na kierownicy pojazdu. - Nawet nie wiesz, jak się w środku trzęsę.
- Nie tylko w środku - skomentował Brazylijczyk, przyglądając się tańczącym ze zdenerwowania kolanom Argentyńczyka. - Myślisz, że cię pozna? 
- Nie ma szans... Miał zaledwie dwa latka jak go ostatni raz widziałem... - powiedział ledwo dosłyszalnym szeptem, jakby karał się za to, że nie był w stanie uratować swojej rodziny. 
- Chcesz do niego wyjść? 
- A powinienem? - zapytał Leo, z poważnym wyrazem twarzy. Ney chwilkę się zastanawiał. 
- Trzeba to inaczej rozegrać... Lepiej zostań w aucie, obserwuj go z ukrycia. 
- Masz jakiś plan? - ponownie zadał pytanie, z lekką nadzieją w głosie. 
- Mam plan. - powiedział Neymar, z pewnym siebie na ustach uśmiechem. 
- Ciekawe, czy Antonella też będzie...
- Wątpię, stary, nie narażałaby się na spotkanie z tobą... Oczywiście bez uraz, ale obaj dobrze wiemy, jak się sprawy między wami mają.
Leo smutno skinął głową, przypominając sobie ostatni raz, gdy patrzył w jej ciemne oczy. 
Było to na sali sądowej, przeszło osiem lat temu. Pamiętał, że o nic wtedy nie walczył. Pamiętał, jak nie odezwał się ani słowem, gdy przyznawano opiekę nad Thiago tylko Antonelli. Cierpiał, ale zrozumiał, że jest jej to winny. Nie chciał toczyć z nią wojen, ani rozchodzić się z nią w napiętej atmosferze. Pozwolił jej wychować Thiago z innym mężczyzną, do którego jego syn mówi teraz tato... 
Cała afera, mająca miejsce dekadę temu, mocno skomplikowała mu dzisiejsze życie, jednak nie żałował, że najsilniejszym uczuciem obdarzył właśnie tą kobietę. 
- Idą. - z zamyślenia wyrwał go głos Neymara, który w skupieniu odłożył paczkę słonecznika na fotel. Leo poczuł, jak serce podchodzi mu do gardła, gdy grupka roześmianych dzieciaków opuszczała lotnisko w Barcelonie. Było ich piętnastu, każdy miał na głowię burzę ciemnych włosów i oliwkową karnację. Obawiał się, że nie rozpozna syna wśród tej zgrai, lecz szybko sobie uświadomi, że się myli. 
- Jest tam, na końcu grupy! - wyszeptał z narastającą energią, wskazując palcem na najniższego wśród piłkarzy chłopca. 
Był drobnej budowy, z prostymi; ciemnymi włosami, opadającymi mu na oczy. Jako jedyny maszerował w ciszy, będąc skupiony i zamyślony. Leo nie mógł oderwać od niego wzroku. 
- Jesteście cholernie podobni. - wykrztusił Neymar, rozsypując słonecznik - Poważnie, stary, jakbym widział Ciebie za czasów Newill's, albo początków w Barcelonie... Niesamowite.
- Buzie ma po Antonelli... Od razu jak na niego patrzę, to ją widzę... - poczuł, jak serce boli go z żalu, że nie może wziąć chłopca w objęcia. Patrzył jak wchodzi do podstawionego przez La Massię autobusu i odjeżdża w kierunku szkółki. 
Gdy pojazd zniknął z zasięgu ich wzroku, głośno wypuścił powietrze. 
- Jaki jest Twój plan? Mam nadzieję, że genialny i przyszłościowy.
- Genialny i przyszłościowy, otóż to, panie Messi - powiedział uradowany Brazylijczyk, wypluwając skorupkę słonecznika przez okno samochodu. - Jedź do La Massi, trzeba zrobić z Ciebie sponsora nagród w turnieju, w którym startuje Twój syn.

~*~

Antonella krzątała się w kuchni, z zamiarem przygotowania obiadu swojemu mężowi. Spędziła w pomieszczeniu dwie godziny, a garnki i piekarnik wciąż stały puste. Od rana sączyła kawę, która w tej chwili była zimna i niedobra. Przesiadała się to z tapczanu pod oknem, to na stołowe krzesło, starając znaleźć dla siebie odpowiednie miejsce. 
Była zdenerwowana. Czuła jak serce podchodzi jej do gardła, a gdy próbowała przełknąć silne, miała wrażenie, że zablokowała się w nim niedogotowana brukselka z wczorajszego obiadu.
Tak, to absurdalne.
Myślami była w kilku miejscach na raz.
Największa ich część obejmowała jej syna, który niedawno wylądował w Barcelonie, w mieście swojego biologicznego ojca. 
Poczuła mocniejsze bicie serca. 
Nie myślała tyle o Messim przez dobre osiem lat, gdy to bez słowa sprzeciwu oddał jej opiekę nad synem. To była jedyna rzecz, za którą była mu przez całe życie wdzięczna.
Spojrzała przez kuchenne okno, obgryzajac paznokcie ze zdenerwowania.
Zaczynała bać się o swojego syna. Dziennikarze już pewnie wiedzą, że Thiago jest w Barcelonie. Znając ich bezczelną naturę, jutro w gazetach pojawią się nowe spekulacje na temat tożsamości biologicznego ojca siostrzeńca byłej gwiazdy Realu Madryt.
Leo nigdy nie przyznał się przez tabloidami do swojego ojcostwa, twierdząc, że dba o ich prywatność. Nigdy tego nie zaakceptowała. Leo nie zabierał syna na świętowanie zdobytych trofeum na Camp Nou, nie chciał zabrać Thiago do Argentyny, by przedstawić go swojej rodzinie. Miała wrażenie, że chłopiec jest dla niego zbyt wielkim ciężarem. Nie podejmując walki w sądzie, uświadomiła się w przekonaniu, że miała rację. Stracił syna na własne życzenie. 
Gdy z zamyślenia wyrwał jej dźwięk przekręcanego klucza w zamku, zamarła.
Uświadomiła sobie, że zdenerwowanie które wcześniej czuła nie dorównuje temu, które ogarnęło ją w tej chwili.
Jej mąż wrócił do domu.
Na stole nie ma obiadu, w pokoju dziecięcym nie ma Thiago. 
Do jej uszu doszedł odgłos stapających po panelach eleganckich butów. Przemknęła oczy, wypuszczając powietrze.
Mężczyzna wszedł do kuchni bez słowa powitania. Przejrzał się po pomieszczeniu, zatrzymując wzrok na swojej małżonce.
- Jest obiad? - zadając pytanie, lewą ręką poluźniał ciasno związany na szyi krawat.
- Dzień dobry. - powiedziała, podnosząc się z zajmowanego w tamtej chwili kuchennego krzesła - Przepraszam, daj mi dwadzieścia minut, zrobię spaghetti.
Roberto nic nie odpowiedział. Odwrócił się na pięcie i poszedł do swojego gabinetu, znajdującego się obok sypialni. Antonella w tym czasie zajęła się przygotowywaniem mięsa. Jej mąż lubił ostro przyprawione dania, więc nie oszczędzała pieprzu i ostrej papryki. Po wyznaczonym przez kobietę czasie, do kuchni wkroczył jej małżonek ze szklanką pełną miedzianego trunku. Miał rozpiętą pod karkiem koszulę i podwinięte rękawy. Usiadł w jadalni, gdzie czekało na niego nakrycie. Antonella wyłączyła gotujący się na piecu makaron i wrzuciła go na patelnie, gdzie smażyło się mięso. Wymieszała oba składniki, dodając trzeci, którym był sos pomidorowy.
Trzymając w dłoni patelnię, przeszła do jadalni, następnie nakładając większą porcję na talerz męża. Usiadła obok niego.
- Smacznego. - Powiedziała, sięgając po widelec.
- Gdzie Thiago? - zapytał.
- W Barcelonie - powiedziała, nawet na niego nie patrząc - wylądował godzinę temu.
Mężczyzna skiną głową, również rozpoczynając swój posiłek. Jedli w ciszy. Roberto nerwowo zapijał obiad whisky, które w ogólnie nie pasowało do przygotowanego posiłku. Antonella po ostatnim, brutalnym incydencie, bała się na niego spojrzeć.
Tak samo jak teraz, siedzieli przy stole i jedni obiad, gdy mąż szarpnął ją za rękę i uderzył w twarz. Wszystko przez to, że na niego spojrzała. Teraz wiedziała, by lepiej tego nie robić. Wzdrygnęła się, gdy mężczyzna, uderzył szklanką o drewniany stół.
- Messi wie? - zapytał gniewnym tonem, zaciskając dłoń na szkle.
- Nie mam pojęcia - wyszeptała, nie przerywając posiłku.
- Pewnie twój pojebany braciszek mu powiedział - wysyczał, przez zaciśnięte zęby - skurwiel zawsze się wtrąca w nieswoje sprawy.
- Przestań - powiedziała stanowczo, podnosząc na niego wzrok - nie masz prawa go obrażać.
- Przyjaźnią się, zapomniałaś?
- Przez osiem lat nie mieliśmy kontaktu z Lionelem, Ronaldo zadbał o to, by dał nam święty spokój.
- Teraz Thiago jest sam w tym przeklętym mieście, Leo prędzej czy później się dowie, o ile już wie. - opróżnił szklankę i spojrzał w sufit. - Nie powinien był jechać.
- Sama już nie wiem...
- Ale ja wiem! - wykrzyczał, rzucając szkłem o podłogę, które rozsypało się w drobny mak. Antonella nawet nie drgnęła. - Jesteś idiotką! Zgodziłaś się na ten wyjazd bez konsultacji ze mną! Wychowuje tego smarka od prawie dziesięciu lat, staram się go traktować jak swojego, a ty posyłasz go do ojca, z którym nie chciałaś mieć kontaktu!? Czy ty w ogóle myślisz, kobieto!?
Anto skuliła się na krześle, zamykając oczy. Czuła, jak serce mocno uderza o jej klatkę piersiową.
- Roberto... Proszę, uspokój się...
- Nic nie myślisz... Nic! W jakim świetle mnie to stawia? - Robeto podniósł się ze swojego miejsca i oprał się dłońmi o stół, pochylając się nad wystraszoną małżonką - Wziąłem sobie za żonę kobietę z dzieckiem, które na dodatek nie jest moje, chociaż już prawie się przyjęło, że za czasów związku z tym Argentyńczykiem puściłaś się, czego wynikiem jest Thiago. Poszedłem na taki układ. Będąc z Tobą, siostrą wielkiego Cristaino Ronaldo, moja kancelaria adwokacka szybko stała się najpopularniejszą w Madrycie. Ludzie uwierzyli, że ten gnojek jest moim synem, że tworzymy normalną rodzinę. A teraz?! - Roberto odepchnął się od stołu, mijając potłuczone szkło. - Jestem przez twoją głupotę skończony.
Antonella wysłuchała tych bolesnych słów wciąż mając zamknięte oczy, spod których wypływały łzy. Gdy mężczyzna opuszczał pomieszczenie, zmusiła się na odwagę.
- Jesteś dla mnie dla jakiegoś układu? - zapytała, czym przywołała go do siebie z powrotem. Mężczyzna wkroczył do pomieszczenia, podchodząc do wystraszonej kobiety. Mocnym szarpnięciem podniósł ją z krzesła, nie reagując na jej ciche jęknięcie z bólu.
- A jak myślisz, który idiota chciałby być z dzieciatą kochanką piłkarzyka z Barcelony? Tylko taki, który widział w tym jakąkolwiek korzyść materialną, czyli ja. - Mówiąc to, ich twarz dzieliła centymetry. W oczach męża Antonella dostrzegła ogromną złość. Wiedziała, że zaraz zrobi jej krzywdę.
- Nienawidzę Cię - pomimo strachu, zdołała wyszeptać te dwa słowa, których zaraz pożałowała. Jej mąż kolejny raz ją uderzył. 

wtorek, 16 lutego 2016

ROZDZIAŁ PIERWSZY ~ Szansa

Promienie słońca wdarły się przez zasłonięte kotary w ich sypialni.

Antonella wypuściła powietrze przez nozdrza, delikatnie podnosząc powieki. Uśmiechnęła się pod nosem widząc, że męża nie ma obok niej. Nie ociągając się, podniosła się z łózka, rozciągając ramiona. Spojrzała na wyświetlacz w telefonie, na którym widniała postać jej syna. Ponownie się uśmiechnęła następnie udając się do łazienki. Stając przed lustrem, nabrała w dłonie lodowatej wody, następnie obmywając twarz. 
Przeczesała włosy szczotką i spięła w luźny kucyk. Przyglądała się sobie przez chwile, następnie używając podkładu, który rozsmarowała na prawym policzku. Po wykonanej czynności, sięgnęła po szczoteczkę do zębów. Nie przerywając, wyszła z pomieszczenia i udała się do pokoju naprzeciw sypialni. Nie słyszała żadnego odgłosu ani żadnego ruchu, więc cicho pukając przekroczyła próg pokoju.

- Tjago oć sjeść. - chłopiec machnął ręką w kierunku mamy, następnie chowając głowę pod poduszkę. - Tjago bo sie śpuźnis.
Chłopiec podniósł się do pozycji na wpół siedzącej i spojrzał na mamę z uśmiechem.
- Czy ty nie potrafisz umyć zębów w łazience?
- A cy ty zawse musisz mjeć te same ploblemy? - zapytała, ciągle szczotkując zęby.

- A to niby ja jestem tu dzieckiem. - przewrócił oczami, następnie wychodząc z łóżka. - Założę się, że śniadania mi jeszcze nie zrobiłaś, bo zęby były ważniejsze?
Antonella wyciągnęła szczoteczkę i zrobiła minę urażonego dziecka, następnie wracając do łazienki. 
Thiago ciągle się śmiał i bez dłuższego ociągania opuścił łóżko, udając się do kuchni. 
Wyciągnął mleko z lodówki, następnie płatki z szafki i miskę ze zmywarki. Usiadł na stołku o wysokich nogach przy blacie, znajdującym się w centrum pomieszczenia. Leniwie chrupał ulubione czekoladowe płatki, patrząc na pusty talerz i kubek po kawie naprzeciw niego. 
- Sobie to zdążyłaś zrobić i zjeść śniadanie, a o mnie nie pomyślałaś! - powiedział z udaną obrazą, wyczekując mamy w drzwiach. Pojawiła się po chwili z ręcznikiem na głowie piorunując syna spojrzeniem. Gdy ten szeroko się do niej uśmiechnął, ta szybko to odwzajemniła i podeszła do blatu. 
- To.. to od taty. - powiedziała niepewnie, biorąc naczynia do ręki, następnie chowając je do zmywarki. 
Thiago przyglądał się jej smutnemu wyrazowi twarzy, kończąc śniadanie. 
- Wszystko w porządku? - zapytał, ale nie dostał odpowiedzi. - zawsze gdy o nim mowa to robisz się smutniejsza. - stwierdził, po czym sam wpakował miskę do zmywarki, przy której stała. 
Popatrzyła na synka i wymusiła uśmiech. 
Ma tylko dziesięć lat, a podczas wspólnych rozmów czuła, że jej syn stoi u progu dorosłości. 
Jest niezwykle mądrym i skromnym chłopcem. Był jej najlepszym przyjacielem, z nikim tak dobrze jej się nie rozmawiało, jak z własnym, rodzonym synem. 
Wpatrując się w jego ciemne oczy, które odziedziczył po ojcu, głośno odetchnęła. 

Po ojcu.. Thiago nie wie, że mężczyzna, z którym mieszkają i który od paru lat jest jej mężem, tak naprawdę nie jest jego biologicznym ojcem. 

Źle się czuła z faktem, że musi go okłamywać, ale odcięcie się od Leo było jedynym sposobem, by sama mogła o nim zapomnieć. 
Z pomocą Cristiano, pozbawiła Messiego praw rodzicielskich. 
Minęło dziesięć lat od ich ostatniej rozmowy, gdy wykrzyczała Ukochanemu, że jest nikim, że go nienawidzi i już nigdy nie pokocha. 
Była mu wdzięczna, że nie próbował kontaktować się z Thiago. 
- Ziemia do Anto! - Thiago pstryknął mamie przed oczami, na co ta wzdrygnęła się. - jeśli będziesz chciała porozmawiać, to wiesz gdzie mieszkam. - wyszczerzył się, na co ta głośno się zaśmiała i poczochrała jego już potargane przez sen włosy. 
- Zbieraj się na trening, wujek zaraz po Ciebie będzie. - chłopiec zasalutował i pobiegł w kierunku łazienki. 

~ * ~ 

Korzystając z wolnego popołudnia, postanowiła spotkać się z Ines. 
Umówiły się w centrum Madrytu, w swojej ulubionej kawiarni.
Pogoda nie przypominała raczej tej 'hiszpańskiej', ponieważ termometr pokazywał dwadzieścia dwa stopnie.
To jednak nie przeszkadzało Antonelli w tym, by nie założyć okularów przeciwsłonecznych.
Jak zwykle przyszła spóźniona, a jej przyjaciółka zdążyła już zaczepić kelnera i jak zauważyła, podać mu swój numer telefonu. Cicho się zaśmiała i usiadła naprzeciw kobiety, jednak ta nie zwróciła na nią uwagi i nadal rozmawiała z uroczym Hiszpanem.
- Ekhem. - Ines kontem oka spojrzała w kierunku źródła dźwięku i dopiero wtedy zauważyła Antonellę.
- Anto! - prawie podskoczyła. - Juan, bardzo Cię przepraszam, zadzwonisz? - kelner zaśmiał się tylko i skinął głową po czym odszedł w kierunku innego stolika.
- Ty się nigdy nie zmienisz. - Antonella przewróciła oczami, nie przestając się śmiać.
- No, ale sama przyznaj, że niezły towar tu mają. - blondynka zagryzła dolną wargę przyglądając się wcześniej poznanemu kelnerowi.
- Nie umówiłam się z tobą, żeby porozmawiać o twoim kolejnym zauroczeniu.
- Ej! - Ines złapała się na lewą pierś. - to zabolało.
- Chodzi o Leo. - powiedziała, zakładając nogę na nogę. Ines szybko przybrała poważnego wyrazu twarzy.
- Jakiego Leo?
- Ines! - Anto rozłożyła ręce w geście poddania. - Ilu Lionelów znasz? Chociaż nie, to głupie pytanie.. znając Ciebie w swoim telefonie masz zapisanych z dziesięciu o takowym imieniu.
- To z iloma Lionelami sypiam nie powinno Cię interesować. - powiedziała, udając obrażoną minę.
- Taka z Ciebie fanka piłki nożnej, a nie wiesz o jakim Leo mogę mówić..
- Od kiedy Twój brat skończył karierę, przestałam się tym sportem interesować.
- A kto miesiąc temu poszedł jego śladem i zawiesił buty na kołku?
- Nie używaj takich trudnych sformułowań.. - powiedziała, machając jakiemuś mężczyźnie, który skupił na niej swoje spojrzenie.
- Poddaje się.. - wyszeptała, opierając rękę na szklanym stole. - a Leo Messiego znasz?
Ines szybko na nią spojrzała, robiąc wielkie oczy.
- Ten który zrobił Ci bachora?
- Uważaj co mówisz. - wycedziła przez zaciśnięte zęby.
- Och no już, już! - powiedziała wywracając oczami. - przynajmniej wiemy o kim mowa.
Antonella w myślach odliczyła do dziesięciu, po czym sztucznie się uśmiechnęła.
- Jak ja z Tobą jeszcze wytrzymuje?
- Musisz mnie naprawdę kochać. - odpowiedziała bardzo poważnym tonem, następnie odkrywając w szerokim uśmiechu białe zęby.
Antonella zaśmiała się i przytaknęła jej skinieniem głowy.
- Przechodząc do meritum..
- Jezu, Anto prosiłam Cię o coś..
- Przechodząc do sedna sprawy.. - zaśmiała się, widząc załamaną przyjaciółkę. - tak w ogóle jak ty studia skończyłaś?
- Ma się to i owo. - odpowiedziała szeptem, macając się po biuście.
Antonella nie wytrzymała i wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem, przez co z nosa zsunęły jej się okulary.
Wtedy Ines zauważyła to, co przyjaciółka chciała przed nią ukryć.
- Anto, co ty masz pod okiem? - Portugalka mocno się speszyła i ponownie założyła okulary.
- Uderzyłam się o szafkę. - wyszeptała, poprawiając włosy.
- Jestem tępa, ale nie aż tak. - również szeptała, łapiąc jej dłoń. - mąż Cię bije?
- To nie tak.. - odpowiedziała nerwowo. - chciałam porozmawiać o Leo.
- A ma to związek z tym słabym wykonanym makijażem pod okiem? - zapytała, patrząc na nią z troską.
- Poniekąd.
- W takim razie zamieniam się w słuch.
Miała nadzieję, że uda jej się zataić przed przyjaciółką fakt, że od miesiąca mąż się nad nią znęca..
znowu wszystko przez Leo Messiego.
- Dobrze wiesz, że nigdy z Roberto nie potrafiłam się dogadać.. często się kłóciliśmy, ale po każdej kłótni chwilę się na siebie gniewaliśmy i dochodziliśmy do porozumienia.
Jednak.. po tym jak Leo zakończył karierę..
- Czekaj, czekaj.. - Ines spojrzała na nią z grymasem. - co do twoich konfliktów małżeńskich ma facet, z którym prawie dziesięć lat nie masz kontaktu?
- Jeśli będziesz TYLKO słuchać, a nie przerywać, to się dowiesz.
- Okey, okey.. już Cię słucham. - Anto spojrzała na nią z lekko uniesioną lewą brwią. Ta uśmiechnęła się i ruchem dłoni zachęciła ją do kontynuacji.
- W telewizji transmitowali jego ostatni mecz w Barcy. Po meczu zorganizowany był specjalny program na Camp Nou, by jak to nazwali, godnie pożegnać mistrza futbolu.
Puszczali różne filmy z jego udziałem. Jak był małym chłopcem grającym w Argentynie, potem w Barcy i takie tam, mniejsza z tym.
Kluczowa była jego przemowa..
- Tylko mi nie mów, że mówił o tobie. - Ines szybko zakryła dłonią usta przypominając sobie, że miała nie przerywać.
- Kończę karierę piłkarską, z podwójnym smutkiem. Cristiano Ronaldo, Andres Iniesta, Kun Aguero..oni kończąc karierę mieli drugie życie, w postaci kochającej rodziny. Ja rozstaje się moją ukochaną, ale w domu na Castelldefels nikt na mnie nie czeka. Moje serce zostało w Madrycie. 
Zacytowała z pamięci, następnie patrząc ze smutkiem na przyjaciółkę. Ta po chwili zrozumiała sens tych słów i zacisnęła jej dłoń. 
- On Cię ciągle kocha..
- I za to dostało mi się pierwszy raz.

~ * ~ 

Dochodziła godzina trzynasta i Cristiano czekał na swojego syna i siostrzeńca pod ośrodkiem treningowym. Jego ojczym po raz kolejny poinformował go, że nie odbierze Thiago po treningu, bo ma za dużo pracy w biurze. 
Ronaldo nigdy za nim nie przepadał i obiecał sobie, że nigdy go nie polubi. 
Ze względu na Leo, jest, był i będzie jego przyjacielem.
Ich kontakt ograniczał się tylko do El Clasico i meczy reprezentacyjnych, gdy to Portugalia mierzyła się z Argentyną, bądź odwrotnie. Od dwóch lat nie mieli ze sobą kontaktu. Jednak to nie stało na przeszkodzie, by w każdym możliwym wywiadzie o sobie nawzajem wspomnieć i gorąco pozdrowić. 
Opierając się o swoje czerwone ferrari dostrzegł idących w jego kierunku chłopców. Najwyraźniej prowadzili jedną z tych swoich 'poważnych rozmów'. Tyle zdążył wywnioskować z ich wyrazów twarzy. 
- Cześć tato.
- Cześć wujku. - przywitali się, po czy Junior zajął miejsce z tyłu samochodu. - a.. gdzie tata? 
- Dziś jedziesz z nami. - Cristiano przyjaźnie się uśmiechnął, następnie zapraszając go do samochodu. Thiago uśmiechnął się i zajął miejsce obok kuzyna. 
- Czasem odnoszę wrażenie, że nie mam ojca. - powiedział, ale jego głosie nie było rozpaczy. Cristiano odpalił silnik i od razu pomyślał o Leo. Tak bardzo chciał, by Thiago go poznał. 
- Tato, za tydzień lecimy z Thiago do Barcelony! - Ronaldo gwałtownie zahamował, następnie patrząc z uśmiechem na chłopców. 
- Naprawdę?! - Ci spojrzeli na niego lekko przestraszeni, ale po chwili się zaśmiali. 
- Tak wujku, mamy tam turniej. 
- Lepiej być nie mogło. - Ronaldo zaśmiał się i z piskiem opon opuścił parking pod ośrodkiem treningowym Realu Madryt. 

~ * ~


- Halo?.. tak, przy telefonie..nie...nie, nie jestem zainteresowany trenerką w pana klubie...nie, tu nie chodzi o pieniądze..nie proszę pana, nie jestem zainteresowany.. tak, mogę przyjąć zobaczyć..ale tylko zobaczyć..proszę pana. nie będę u pana trenował. - rozłączył się i ze zrezygnowaniem odłożył telefon na stół.
Od miesiąca dostawał telefony od właścicieli różnych klubów na świecie, którzy chętni byli go zatrudnić. Proponowane był różne sumy pieniędzy, ale za każdym razem odpowiedź brzmiała 'nie jestem zainteresowany'. 
- Stary, a może to nie jest głupi pomysł?
- Obiecałem coś sobie.
- Ale od miesiąca nie ruszyłeś się z miejsca.. za niedługo wrośniesz w ten fotel. - Ney zaśmiał się, dopijając piwo. Leo blado się uśmiechnął i również zamorzył usta w alkoholu.
- Jak myślisz, może zadzwonię do niej?
- Ja na twoim miejscu od razu poleciał do Madrytu.
- A nie lepiej ją poinformować o mojej wizycie?
- Jak zobaczy, że dzwonisz, to wyrzuci telefon do sedesu, albo rozwali gumowym młotkiem.
- A może też tęskni?
- Gdyby tęskniła, to odezwałaby się zaraz po twojej pięknej przemowie.
- Może nie oglądała?
- Jeśli nie oglądała, to nawet nie próbuj się łudzić, że za tobą tęskni. - Ney miał rację.. poprawka, Ney miał zawsze rację.
Westchnął po czym nieprzytomnie wpatrywał się w telewizor, w którym leciała jakaś tandetna komedia romantyczna.
Ponownie usłyszał dźwięk swojego telefonu.
- Chyba zmienię numer, bo inaczej spokoju mi nie dadzą. - sięgnął po komórkę i spojrzał na wyświetlacz. - o ja pierdole.
- Co jest? - Neya nieco zdziwiło przekleństwo przyjaciela i również spojrzał na wyświetlacz. - Cris?
- Halo?
- Leo?
- Przy telefonie. Stary, co to się stało, że dzwonisz? - Leo dał głośno mówiący i odłożył telefon na stół.
- Bo Bóg wreszcie wysłuchał moich modłów.
- Nie bardzo rozumiem?
- Leo zaśmiał się i spojrzał na Neymara.
- Thiago za tydzień będzie w Barcelonie. - serce mu zamarło. Neymar klasnął w dłonie i wydał dziki okrzyk radości. Leo nie wiedział co powiedzieć. Jego syn będzie w Barcelonie. - Leo, żyjesz? 
Usłyszał radosny głos przyjaciela i w końcu oprzytomniał. 
- Zyję, żyję.. tylko nie mogę uwierzyć, jak to będzie w Barcelonie? Antonella też?
- Tego nie wiem, ale mogę się o to postarać. Chłopaki mają turniej i tydzień spędzą w La Masii. To dla Ciebie szansa, Leo.
Tak, to moja szansa. Tym razem nie zawiodę. 


_________________________________________

CZYTASZ = KOMENTUJESZ! :)

Oto i mamy pierwszy rozdział (: 
Czekam na waszą opinię i dziękuję za 8 komentarzy pod prologiem, nie spodziewałam się aż takiej ilości ze względu na moją słabą aktywność na blogerze ♥

Jeszcze raz bardzo dziękuję i tym, którzy wczoraj rozpoczęli ferie (tak jak ja), życzę udanego wypoczynku, a reszcie jak najmniej stresu w szkole, na studiach, czy w pracy! ;*


Do następnego! ♥

poniedziałek, 8 lutego 2016

PROLOG ~ Blizny przeszłości


10 LAT PÓŹNIEJ 


W szatni przebywał w samotności.
Za pięć godzin i czterdzieści dwie minuty, rozegra ostatni mecz w karierze.
Na Camp Nou od samego rana zbierały się tłumy, na oficjalnym pożegnaniu mistrza i boga futbolu.
Dziś liczebność na stadionie pobije rekord. Jest tego pewien.
Był kochany przez każdego Katalończyka i co drugiego fana piłki nożnej na świecie.  Z piłką robił co chciał, dryblował, żonglował i strzelał nieprawdopodobnie piękne bramki.

Przysiadł przy szafce z numerem '10', gdzie zapisane było jego nazwisko i rozsznurował białe adidasy. W ciszy pozbył się reszty garderoby, następnie biorąc do rąk bordowo-granatową koszulkę.
Smutny uśmiech nie znikał z jego twarzy od kilku tygodni. Dokładniej od dnia, gdy na konferencji prasowej ogłosił koniec kariery piłkarskiej.
To były jedne z trudniejszych tygodni w życiu.
Piłka nożna była wypełnieniem ogromu wolnego czasu, pasją od dzieciństwa i partnerką życiową, o której nieustanie myślał w ciągu dnia i każdej nocy przed zaśnięciem.
Wciągając w nozdrza zapach koszulki przymknął powieki, następnie wypuszczając z płuc powietrze.
Przełożył głowę przez otwór, następnie szukając rękawów. Powoli przeciągnął koszulkę w dół, dłonią przejeżdżając po prawej stronie klatki piersiowej, gdzie znajdował się wyszyty herb jego ukochanej drużyny.
Barca była jego drugim domem. Tutaj każdy witał go z otwartymi ramionami, jak kochająca żona, gdy mąż wraca po ciężkim dniu pracy.
Tutaj dostawał ciepło i wsparcie, które nie czekało na niego po powrocie na Castelldefels.
Tutaj miał wszystko, a pomimo ogromnego dostatku, brakowało jednego.

Ponownie zajął wcześniejsze miejsce, zakładając spodenki i następnie ochraniacze.
O niczym nie myśląc, wciągnął na nogi getry, zawijając je przed kolanami.
Spojrzał za siebie, gdzie leżała opaska kapitana. Założył ją na prawe ramie, następnie sięgając do szafki po korki.
Łezka zakręciła mu się w oku, gdy wkładał but na lewą stopę.
Z dokładnością zasznurował obuwie, chowając sznurówki pod język.
Następnie założył lewą nogę na prawe kolano i potarł zewnętrzną część korka.
Pod wpływem tarcia, na bucie pojawił się napis.
Zapisane tam było wszystko, czego mu brakowało.
Thiago & Antonella.
~ * ~ 



Witam bardzo serdecznie na moim OSTATNIM opowiadaniu na blogerze! :) 
Jak już wcześniej informowałam, zmieniłam całą fabułę i kontynuację zaczynam od nowa :) 
Mam nadzieję, że ktoś jeszcze tutaj ze mną jest i będzie do końca - choć jak sami wiecie, ciężko się ze mną współpracuje xd 
Rozdziały powinny pojawiać się raz na dwa tygodnie, jeśli będzie inaczej będę od razu informować! :) 

Zostawcie po sobie ślad w postaci komentarza i wyczekujcie pierwszego rozdziału!

A za oprawę bloga bardzo dziękuję Asi Trzcińskiej i to Tobie dedykuje ten prolog! :)
P.S wiem, że Cristiano był twoim pierwszym piłkarskim bogiem, także zapewniam Cię, że pojawi się on w kolejnych rozdziałach! :D

środa, 27 stycznia 2016

WAŻNA INFORMACJA!

Witam moi drodzy, pewnie zastanawia was, dlaczego usunęłam poprzednie rozdziały, dlaczego od lipca nie pojawiło się nic nowego. 
Teraz odpowiem wam na te pytania. 
Otóż pomysł na kontynuację przestał mi się podobać. 
Straciłam wenę pisząc to opowiadanie.. 
Jednak źle mi było je zawieszać, czy nawet usuwać.
Tak więc zmieniłam pomysł, który wydaje mi się bardziej kreatywny.
Mam nadzieję, że po ukazaniu się pierwszych rozdziałów przyznacie mi racje i pokochacie tą opowieść jeszcze bardziej niż tą poprzednią ♥

Zachęcam do zerknięcia w zakładkę 'BOHATEROWIE' (tak również zaszły pewne zmiany)
a tutaj wstawiam dla was cieplutki zwiastun :3


A teraz dobranoc, jutro dostanę nowy szablon, także zaczynam tutaj od zera! ♥


Kolorowych snów i buzi na dobranoc :*