sobota, 9 czerwca 2018

ROZDZIAŁ DRUGI ~ Prawda boli

- Jesteś pewien, że wszystko spakowałeś? - klęczała naprzeciw syna, z tęsknotą patrząc mu w oczy. Chłopiec z wymalowanym na twarzy uśmiechem, położył dłoń na ramieniu matki. 
- Tak, mamo, na pewno. - puścił jej oko i zawisł na jej szyi, mocno przytulając. - Wiem, że się martwisz, ale nie zapominaj, że jestem już dużym mężczyzną. 
Antonella zaśmiała się, bujając pierworodnego w objęciach. 
- Wiem, Skarbie, jestem z ciebie bardzo dumna. 
Dla Antonelli pożegnania z synem były najtrudniejsze. Nie tylko ze względu na ogarniającą ją wszem i wobec tęsknotę. Gdy synka nie było w domu, Roberto nie miał oporów by poniżać i pomiatać nią na prawo i lewo. Nie wspominając o przemocy fizycznej, którą wobec niej coraz częściej stosował. Gdy z dworu dobiegł odgłos klaksonu samochodowego, wyrwali się z ciepłego uścisku. 
- Wujek już jest, pomóc ci z bagażem? 
- Nie trzeba, a wiesz dlaczego?
- Bo jesteś dużym mężczyzną? - zapytała roześmiana Antonella, na co jej syn puścił oko. 
- Dokładnie tak! - chłopiec złapał za uchwyt walizki i udał się w kierunku drzwi wyjściowych. Antonella podniosła się z kolan i poszła za nim, zatrzymując się w drzwiach z założonymi rękami. Po policzku spływała jej pojedyncza łza.
- Pa, mamo! Pozdrowię do ciebie Barcelonę! - Thiago posłał mamie całusa, gdy jej brat pakował walizkę do bagażnika. Antonella jeszcze raz się zaśmiała, po raz tysięczny uświadamiając sobie, że ma najwspanialszego syna na świecie. 
Trwającą nostalgię przerwał huk zamykanego bagażnika. 
- Wpadniesz wieczorem na kolację? - zapytał Ronaldo, ściągając z nosa ciemne okulary.
- Dziękuję braciszku, chętnie skorzystamy z zaproszenia.
- Pytam, czy ty przyjedziesz - Antonella uśmiechnęła się z goryczą. Ronaldo nienawidził mężczyzny, z którym młodsza siostra dzieliła łoże. Był idealistą, pozerem i aroganckim facetem. Nigdy nie pasował do ich rodziny, dlatego nigdy nie był zapraszany na żadne rodzinne uroczystości. Początki były trudne i Anto bardzo z tego powodu cierpiała. Jednak sam Roberto nie wyrażał żadnej chęci poprawy bądź integracji z jej najbliższymi. 
- Roberto ma dziś wolny wieczór - powiedziała bezbarwnym tonem, smutno patrząc na starszego brata. Ten podszedł do niej na wyciągnięcie ręki. 
- Przyjedź, porozmawiamy, napijesz się wina z Alessią, odprężysz się...
- Roberto będzie zły...
- Przyjedź z nim, jakoś to przeżyję - uśmiechnął się z grymasem, na co Antonella posmutniała.
- Postaram się wpaść. - powiedziała, całując brata w policzek - Jedźcie już, bo spóźnią się na samolot.
- Racja, do wieczora. - Cristiano odwrócił się w kierunku samochodu i dotarł do niego w truchcie. Gdy zapalił pojazd, głowa Thiago wychyliła się z tylnej szyby.
- Kocham cię, mamo! - zawołał, zanim Ronaldo zdążył opuścić teren posesji. 
- Ja ciebie bardziej, Thiago! - krzyknęła w odpowiedzi, czując, jak ogarnia ją wewnętrzna pustka.

~ * ~ 

- Przypomnij mi, o której tu będą? - Lionel Messi w ciemnych okularach i w kapucy naciągniętej przez głowę aż po nos, siedział w samochodzie na lotniskowym parkingu. Obok niego, po stronie pasażera, w takim samym kamuflażu siedział Neymar, dłubiący słonecznik. Po pytaniu przyjaciela, wzruszył ramionami.
- Pięć, może dziesięć minut? 
- Nie mogę się doczekać, aż go zobaczę... - powiedział Leo, kładąc głowę na kierownicy pojazdu. - Nawet nie wiesz, jak się w środku trzęsę.
- Nie tylko w środku - skomentował Brazylijczyk, przyglądając się tańczącym ze zdenerwowania kolanom Argentyńczyka. - Myślisz, że cię pozna? 
- Nie ma szans... Miał zaledwie dwa latka jak go ostatni raz widziałem... - powiedział ledwo dosłyszalnym szeptem, jakby karał się za to, że nie był w stanie uratować swojej rodziny. 
- Chcesz do niego wyjść? 
- A powinienem? - zapytał Leo, z poważnym wyrazem twarzy. Ney chwilkę się zastanawiał. 
- Trzeba to inaczej rozegrać... Lepiej zostań w aucie, obserwuj go z ukrycia. 
- Masz jakiś plan? - ponownie zadał pytanie, z lekką nadzieją w głosie. 
- Mam plan. - powiedział Neymar, z pewnym siebie na ustach uśmiechem. 
- Ciekawe, czy Antonella też będzie...
- Wątpię, stary, nie narażałaby się na spotkanie z tobą... Oczywiście bez uraz, ale obaj dobrze wiemy, jak się sprawy między wami mają.
Leo smutno skinął głową, przypominając sobie ostatni raz, gdy patrzył w jej ciemne oczy. 
Było to na sali sądowej, przeszło osiem lat temu. Pamiętał, że o nic wtedy nie walczył. Pamiętał, jak nie odezwał się ani słowem, gdy przyznawano opiekę nad Thiago tylko Antonelli. Cierpiał, ale zrozumiał, że jest jej to winny. Nie chciał toczyć z nią wojen, ani rozchodzić się z nią w napiętej atmosferze. Pozwolił jej wychować Thiago z innym mężczyzną, do którego jego syn mówi teraz tato... 
Cała afera, mająca miejsce dekadę temu, mocno skomplikowała mu dzisiejsze życie, jednak nie żałował, że najsilniejszym uczuciem obdarzył właśnie tą kobietę. 
- Idą. - z zamyślenia wyrwał go głos Neymara, który w skupieniu odłożył paczkę słonecznika na fotel. Leo poczuł, jak serce podchodzi mu do gardła, gdy grupka roześmianych dzieciaków opuszczała lotnisko w Barcelonie. Było ich piętnastu, każdy miał na głowię burzę ciemnych włosów i oliwkową karnację. Obawiał się, że nie rozpozna syna wśród tej zgrai, lecz szybko sobie uświadomi, że się myli. 
- Jest tam, na końcu grupy! - wyszeptał z narastającą energią, wskazując palcem na najniższego wśród piłkarzy chłopca. 
Był drobnej budowy, z prostymi; ciemnymi włosami, opadającymi mu na oczy. Jako jedyny maszerował w ciszy, będąc skupiony i zamyślony. Leo nie mógł oderwać od niego wzroku. 
- Jesteście cholernie podobni. - wykrztusił Neymar, rozsypując słonecznik - Poważnie, stary, jakbym widział Ciebie za czasów Newill's, albo początków w Barcelonie... Niesamowite.
- Buzie ma po Antonelli... Od razu jak na niego patrzę, to ją widzę... - poczuł, jak serce boli go z żalu, że nie może wziąć chłopca w objęcia. Patrzył jak wchodzi do podstawionego przez La Massię autobusu i odjeżdża w kierunku szkółki. 
Gdy pojazd zniknął z zasięgu ich wzroku, głośno wypuścił powietrze. 
- Jaki jest Twój plan? Mam nadzieję, że genialny i przyszłościowy.
- Genialny i przyszłościowy, otóż to, panie Messi - powiedział uradowany Brazylijczyk, wypluwając skorupkę słonecznika przez okno samochodu. - Jedź do La Massi, trzeba zrobić z Ciebie sponsora nagród w turnieju, w którym startuje Twój syn.

~*~

Antonella krzątała się w kuchni, z zamiarem przygotowania obiadu swojemu mężowi. Spędziła w pomieszczeniu dwie godziny, a garnki i piekarnik wciąż stały puste. Od rana sączyła kawę, która w tej chwili była zimna i niedobra. Przesiadała się to z tapczanu pod oknem, to na stołowe krzesło, starając znaleźć dla siebie odpowiednie miejsce. 
Była zdenerwowana. Czuła jak serce podchodzi jej do gardła, a gdy próbowała przełknąć silne, miała wrażenie, że zablokowała się w nim niedogotowana brukselka z wczorajszego obiadu.
Tak, to absurdalne.
Myślami była w kilku miejscach na raz.
Największa ich część obejmowała jej syna, który niedawno wylądował w Barcelonie, w mieście swojego biologicznego ojca. 
Poczuła mocniejsze bicie serca. 
Nie myślała tyle o Messim przez dobre osiem lat, gdy to bez słowa sprzeciwu oddał jej opiekę nad synem. To była jedyna rzecz, za którą była mu przez całe życie wdzięczna.
Spojrzała przez kuchenne okno, obgryzajac paznokcie ze zdenerwowania.
Zaczynała bać się o swojego syna. Dziennikarze już pewnie wiedzą, że Thiago jest w Barcelonie. Znając ich bezczelną naturę, jutro w gazetach pojawią się nowe spekulacje na temat tożsamości biologicznego ojca siostrzeńca byłej gwiazdy Realu Madryt.
Leo nigdy nie przyznał się przez tabloidami do swojego ojcostwa, twierdząc, że dba o ich prywatność. Nigdy tego nie zaakceptowała. Leo nie zabierał syna na świętowanie zdobytych trofeum na Camp Nou, nie chciał zabrać Thiago do Argentyny, by przedstawić go swojej rodzinie. Miała wrażenie, że chłopiec jest dla niego zbyt wielkim ciężarem. Nie podejmując walki w sądzie, uświadomiła się w przekonaniu, że miała rację. Stracił syna na własne życzenie. 
Gdy z zamyślenia wyrwał jej dźwięk przekręcanego klucza w zamku, zamarła.
Uświadomiła sobie, że zdenerwowanie które wcześniej czuła nie dorównuje temu, które ogarnęło ją w tej chwili.
Jej mąż wrócił do domu.
Na stole nie ma obiadu, w pokoju dziecięcym nie ma Thiago. 
Do jej uszu doszedł odgłos stapających po panelach eleganckich butów. Przemknęła oczy, wypuszczając powietrze.
Mężczyzna wszedł do kuchni bez słowa powitania. Przejrzał się po pomieszczeniu, zatrzymując wzrok na swojej małżonce.
- Jest obiad? - zadając pytanie, lewą ręką poluźniał ciasno związany na szyi krawat.
- Dzień dobry. - powiedziała, podnosząc się z zajmowanego w tamtej chwili kuchennego krzesła - Przepraszam, daj mi dwadzieścia minut, zrobię spaghetti.
Roberto nic nie odpowiedział. Odwrócił się na pięcie i poszedł do swojego gabinetu, znajdującego się obok sypialni. Antonella w tym czasie zajęła się przygotowywaniem mięsa. Jej mąż lubił ostro przyprawione dania, więc nie oszczędzała pieprzu i ostrej papryki. Po wyznaczonym przez kobietę czasie, do kuchni wkroczył jej małżonek ze szklanką pełną miedzianego trunku. Miał rozpiętą pod karkiem koszulę i podwinięte rękawy. Usiadł w jadalni, gdzie czekało na niego nakrycie. Antonella wyłączyła gotujący się na piecu makaron i wrzuciła go na patelnie, gdzie smażyło się mięso. Wymieszała oba składniki, dodając trzeci, którym był sos pomidorowy.
Trzymając w dłoni patelnię, przeszła do jadalni, następnie nakładając większą porcję na talerz męża. Usiadła obok niego.
- Smacznego. - Powiedziała, sięgając po widelec.
- Gdzie Thiago? - zapytał.
- W Barcelonie - powiedziała, nawet na niego nie patrząc - wylądował godzinę temu.
Mężczyzna skiną głową, również rozpoczynając swój posiłek. Jedli w ciszy. Roberto nerwowo zapijał obiad whisky, które w ogólnie nie pasowało do przygotowanego posiłku. Antonella po ostatnim, brutalnym incydencie, bała się na niego spojrzeć.
Tak samo jak teraz, siedzieli przy stole i jedni obiad, gdy mąż szarpnął ją za rękę i uderzył w twarz. Wszystko przez to, że na niego spojrzała. Teraz wiedziała, by lepiej tego nie robić. Wzdrygnęła się, gdy mężczyzna, uderzył szklanką o drewniany stół.
- Messi wie? - zapytał gniewnym tonem, zaciskając dłoń na szkle.
- Nie mam pojęcia - wyszeptała, nie przerywając posiłku.
- Pewnie twój pojebany braciszek mu powiedział - wysyczał, przez zaciśnięte zęby - skurwiel zawsze się wtrąca w nieswoje sprawy.
- Przestań - powiedziała stanowczo, podnosząc na niego wzrok - nie masz prawa go obrażać.
- Przyjaźnią się, zapomniałaś?
- Przez osiem lat nie mieliśmy kontaktu z Lionelem, Ronaldo zadbał o to, by dał nam święty spokój.
- Teraz Thiago jest sam w tym przeklętym mieście, Leo prędzej czy później się dowie, o ile już wie. - opróżnił szklankę i spojrzał w sufit. - Nie powinien był jechać.
- Sama już nie wiem...
- Ale ja wiem! - wykrzyczał, rzucając szkłem o podłogę, które rozsypało się w drobny mak. Antonella nawet nie drgnęła. - Jesteś idiotką! Zgodziłaś się na ten wyjazd bez konsultacji ze mną! Wychowuje tego smarka od prawie dziesięciu lat, staram się go traktować jak swojego, a ty posyłasz go do ojca, z którym nie chciałaś mieć kontaktu!? Czy ty w ogóle myślisz, kobieto!?
Anto skuliła się na krześle, zamykając oczy. Czuła, jak serce mocno uderza o jej klatkę piersiową.
- Roberto... Proszę, uspokój się...
- Nic nie myślisz... Nic! W jakim świetle mnie to stawia? - Robeto podniósł się ze swojego miejsca i oprał się dłońmi o stół, pochylając się nad wystraszoną małżonką - Wziąłem sobie za żonę kobietę z dzieckiem, które na dodatek nie jest moje, chociaż już prawie się przyjęło, że za czasów związku z tym Argentyńczykiem puściłaś się, czego wynikiem jest Thiago. Poszedłem na taki układ. Będąc z Tobą, siostrą wielkiego Cristaino Ronaldo, moja kancelaria adwokacka szybko stała się najpopularniejszą w Madrycie. Ludzie uwierzyli, że ten gnojek jest moim synem, że tworzymy normalną rodzinę. A teraz?! - Roberto odepchnął się od stołu, mijając potłuczone szkło. - Jestem przez twoją głupotę skończony.
Antonella wysłuchała tych bolesnych słów wciąż mając zamknięte oczy, spod których wypływały łzy. Gdy mężczyzna opuszczał pomieszczenie, zmusiła się na odwagę.
- Jesteś dla mnie dla jakiegoś układu? - zapytała, czym przywołała go do siebie z powrotem. Mężczyzna wkroczył do pomieszczenia, podchodząc do wystraszonej kobiety. Mocnym szarpnięciem podniósł ją z krzesła, nie reagując na jej ciche jęknięcie z bólu.
- A jak myślisz, który idiota chciałby być z dzieciatą kochanką piłkarzyka z Barcelony? Tylko taki, który widział w tym jakąkolwiek korzyść materialną, czyli ja. - Mówiąc to, ich twarz dzieliła centymetry. W oczach męża Antonella dostrzegła ogromną złość. Wiedziała, że zaraz zrobi jej krzywdę.
- Nienawidzę Cię - pomimo strachu, zdołała wyszeptać te dwa słowa, których zaraz pożałowała. Jej mąż kolejny raz ją uderzył.